piątek, 3 lutego 2012

11.11.11

"Ale najważniejszy fakt jest oczywisty: to nie narodowi radykałowie odmawiają prawa do istnienia lewicy, atakują ją i blokują, łamiąc prawo − tylko odwrotnie."
Rafał A. Ziemkiewicz blog.rp.pl

"mysle ze pokłosiem powinno być teraz wieksze zainteresowanie i aktywnosc w nap**dalaniu lewactwa i pedalstwa ze strony kibicow w kazdy mozliwy sposob, w kazdym wiekszym miescie te scierwo organizuje co jakis czas swoje marsze , policji duzo nie ma , wylapywac ich w miare mądrze bezprzypałowo, nagrywać, rozbierać, poniżać "
forum kibice.net, temat: MARSZ NIEPODLEGŁOŚCI 2011, strona 26, pisownia oryginalna

Tak, jestem świadomy że zestawienie takich cytatów już na samym wstępie pachnie poszukiwaniem sensacji i indolencją dziennikarską. W tym miejscu, można już bez problemu zarzucić mi, stawianie znaku równości między narodowymi radykałami o których wspomina powyżej Ziemkiewicz, a hejtującym bełkotem jakiegoś umysłowego i moralnego pokraki z środowiska kibicowskiego. Dokładnie z taką samą indolencją, szokowaniem dla biedasów, mam do czynienia odkąd zacząłem śledzić media i wystawiać swój umysł na fekalny wodospad bredni. Od paru tygodni, odkąd wróciłem z blokady 11.11. zadręczam się tymi smutnymi jak pizda w jesień, artykułami, wywiadami i internetowymi opiniami anonimowych pieniaczy z poziomem świadomości społecznej goryla górskiego (nic im nie umniejszając. Goryle są czadowe). Świadomie i na własną odpowiedzialność wystawiłem swój skołowany umysł i wrażliwość na naginanie prawdy, bzdury, manipulacje faktami lub zwyczajnie - kłamstwa. Wszystkie, atrakcyjnie opakowane w szokującą, wykrzywiającą rzeczywistość formę ( mainstreamowe media) lub mundur ułana z szablą i wąsem przystrzyżonym na Kmicica gratis (prawicowe media). Mniej świadomi odbiorcy tych pierwszych mogli połasić się po spoconych od skandalu kasztanach i powtarzać "fakty" o złych Niemcach i parszywych kibolach kolegom/koleżankom z pracy, bez żadnej refleksji czy analizy zjawiska. Słabsi intelektualnie odbiorcy tych drugich, dostali okazję by na fali historycznych resentymentów pomachać podaną szablą w kierunku "wiecznie wrogich WIELKIEJ POLSCE Niemiec' i poślinić się przy wiadomym wersie Roty. W jakiejś Szwecji pewnie mógłbym domagać się odszkodowania za rozjechane nerwy i przygotowanie podłoża pod niechybnie nadchodzącą depresję. W Polsce muszę zdać się na autoterapię i ulżyć sobie w tej kolumnie.
Zanim jednak zacznę - wyjaśnię parę prostych kwestii. Jestem otwartą osobą. Nie jestem miłośnikiem napierdalania kogokolwiek za poglądy o ile te poglądy nie godzą w wolność lub zdrowię innych ludzi. Nie jestem fanem żadnej partii politycznej. Nie jestem fanem polskiego rządu. Właściwie nie jestem fanem żadnego rządu. Nie jestem sympatykiem Wyborczej. Nie zgadzam się w wielu poglądach z prawicą, ale nie odmawiam takowej istnienia (o ile przybiera zdrową postać). Zgadzam się i identyfikuję z wieloma poglądami lewej strony, ale odmawiam takowej istnienia gdy przybiera skrajne formy (na ten przykład - nie jestem fanem autorytarnego komunizmu. Che. Palenia przypadkowych samochodów czy bezrefleksyjnego szkalowania bozi ducha winnych ludzi określeniem "faszysta"). Teraz gdy już uprościłem paradygmat poglądów politycznych wszystkich ludzi w XXI wieku, do podziału z rewolucji francuskiej (jak większość mediów i felietonistów jakich miałem nieprzyjemność czytać przed i po 11.11) i czuję się jak gówno, mogę wrócić do autoterapii.

ZIEMKIEWICZ! UWAŻAM RZE JESTEŚ DEBILEM! DOPÓKI NIE ZJAWIŁEM SIĘ 11.11 W WARSZAWIE NIE BYŁEM ŚWIADOMY ŻE W POLSCE JEST TYLU DEBILI! KUUURWA!

Ufff...Poniżej relacja z Kolorowej Niepodległej. Sensacji w tonie Faktu niewiele. Nie ciumkałem publicznie Biedroniowi. Nie mazałem zrzutą portretu Stalina. Nie śpiewałem "Na barykady" machając flagą związku radzieckiego. Nie polowałem na ludzi z polskimi sztandarami (musiałbym zacząć na Kolorowej Niepodległej). Poniżej również parę wniosków prostego "chopa", które nasunęły mi się gdy kurz już opadł, a więcej niż paru ludzi dostało wpierdol (bynajmniej jak się okazuję nie od "szkopów"). Najpierw jednak należałoby odpowiedzieć sobie uczciwie na pytanie, które zapewne część czytelników tego homo-terror web-zin'a chciałoby mi zadać:

PO CHUJ TAM POJECHAŁEŚ?

Wbrew retoryce co poniektórych felietonistów (cześć Rafał!) nie po to by "starą, stalinowską socjotechniką, niszczyć przeciwnika". W żadnym razie by "szerzyć lewacki ekstremizm" (cokolwiek to jest). Czołową motywacją była zwykła ludzka przyzwoitość. Jeśli organizatorzy Marszu Niepodległości pod co poniektórymi punktami swoich statutów ubierają w gładkie słówka wszelkie możliwe postacie szowinizmu, uprzedzeń i nienawiści, to zwykła, nie motywowana politycznie przyzwoitość, podpowiada mi że należy powiedzieć stanowczo "NIE". Tym bardziej jeśli przy wsparciu paru krawatów, upierdolonych kawiorem i kaszą z "polskiego świniaczka" (Cześć Eugeniusz!) przyodziewa się te poglądy w przyjazne dla umysłu przeciętnego polaka białe rękawiczki. Wbrew salonowemu męczeniu buły, paru redaktorów i drugoligowych celebrytów (Cześć Kukiz!), przyjaznych narodowo radykalnym kręgom, staram się utrzymywać kontakt z rzeczywistością. Zarówno ja, jak i bliscy lub nieco dalsi znajomi mieli okazję poczuć idee pokrewne narodowo radykalnym. Głównie w postaci niewyszukanych obelg albo buta. Motywowane oczywiście różnicami na poziomie estetycznym ("Zdejmij tą naszywkę brudasie!") lub poglądowym ("Zamknij ryj lewacka kurwo!"). Niestety o terrorze trockistów na polskich ulicach nie słyszałem. Ziemkiewicz zapewne przywołałby tu w nieskończoność maglowaną sprawę (skoro nie ma się innych argumentów...)z zeszłego roku czyli atak antyfaszystów na uczestników Marszu Niepodległości w pociągu bliżej nieznanej mi relacji. Jakkolwiek nie popieram takiej formy działania, jestem w stanie zrozumieć jakie środowiska WYMUSIŁY takie zachowania. Każdej akcji towarzyszy reakcja. Jak napierdalasz od lat 90' ludzi w imię Wielkiej Polski, nie oczekuj że wszyscy będą bezradnymi ofiarami. Proste, prawda? Błyskotliwi adwokaci MW i ONR zdają się w swoim uniesionym bajdurzeniu wykluczać elementarne zasady logiki i psychologii.
W skutek nakręcania tego całego skrajnie prawicowego cyrku w ciągu paru tygodni przedefiniowano najbardziej banalne pojęcia. Organizacje urządzające "marsz szlakiem wyprawy myślenickiej Adama Doboszyńskiego" (typ skazany na 3,5 roku więzienia za zainicjowanie m.in. akcji demolowania żydowskich sklepów i próby podpalenia synagogi) stały się "prawdziwie patriotyczne". Kibole (czyli w dużej mierze ludzie z bogatą kartoteką) urządzający jakąś zasadzkę pod radiem Roxy (debata na parę dni przed 11.11) i rozpierdalający potem pół Warszawy, dostali rolę husarii broniącej "prawdziwego patriotyzmu". Zaproszony przez NOP, na Marsz Niepodległości we Wrocławiu, David Duke (były lider Ku-Klux-Klan) to zapewne na dzień dzisiejszy wspaniały propagator "myśli narodowej".
Ludzie o zróżnicowanych poglądach, z najróżniejszych środowisk, którzy ośmielili się wyrazić swój sprzeciw, zostali sprowadzeni do jednego wspólnego mianownika pod nazwą "lewicowego ekstremizmu" lub "komuchów". Niemiecka i polska ANTIFA w oczach tej żałosnej propagandy została zdefiniowana jako organizacja tożsama z jakimiś czerwonymi brygadami ( ANTIFA nie jest organizacją z centralnym biurem w Pyongyang, tylko ideą ludzi o najróżniejszych poglądach).
Upraszczając - w ciągu paru tygodni, ludzie z różnorodnych środowisk wolnościowych (i nie tylko) odpowiedzialni za organizacje setek koncertów, wystaw, paneli dyskusyjnych, akcji charytatywnych, i świadomościowych w tym kraju, stali się "plugastwem" i "lewacką ekstremą" (wliczając w to młode pokolenie dla którego komunizm nigdy nie istniał nawet na planie ich rzeczywistości).
Z drugiej strony, ludzie którzy parę razy do roku wychodzą na ulicę, by drzeć mordę "kto nie skacze jest pedałem" i pchający się pod pomnik jakiegoś skompromitowanego antysemity, stali się ostoją patriotyzmu. Troglodyci których życie sprowadza się do sprzedawania kosy za jakieś niedojebane kluby sportowe w oczach prawicowej publicystyki, stali się potencjalnymi nowymi męczennikami za sprawę wielkiej Polski.
Całości dopełniła atmosfera zaszczucia, podsycana regularnie węszeniem żydomasońsko-komunistycznego spisku w celu zamachu na polskość. Pomijam już chęć przekopania wszystkich o odmiennych poglądach pod radiem roxy ze strony paru krewkich kiboli Legii. Samo dotarcie na blokadę wiązało się z wieloma "utrudnieniami". Na dzień przed wyjazdem można było poczytać o obstawieniu wielu ulic prowadzących na blokadę przez "prawdziwych patriotów" (plan bezpiecznego dojścia na miejsce zajął nam godzinę). Zapewne w celu kulturalnej wymiany poglądów na temat odmian patriotyzmu.
Nie dziwie się że wielu ludzi najzwyczajniej bało się przyjść na Kolorową Niepodległą lub nie chciało uczestniczyć w całym tym groteskowym cyrku.
Sam nie jestem miłośnikiem takich wieców, ale frustracja i wspomniana przyzwoitość zaważyła na podjęciu decyzji o wyjeździe na blokadę. W skonfundowanie wprowadzał mnie fakt że tak wielu ludzi chciało uczestniczyć w marszu, ciągnącym za sobą smród organizatorów, dla których myślenie poza schematem binarnym (MY-ONI-MY-ONI) jest poza intelektualnymi możliwościami. Moja świadomość wypierała ewentualność, że parę tysięcy polaków wyrazi chęć podpisania nowej umowy o patriotyzmie. Umowy w której u dołu, najmniejszą czcionką wyklucza się pojęcia jak "demokracja" i "prawa człowieka" (statut ONR). Wolę powtarzać sobie że to brak alternatyw lub zwykła ignorancja. W przeciwnym razie jedyny sposób na zachowanie resztek poczytalności w tym kraju to alkoholizm.

"Z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić że Marsz Niepodległości odbędzie się spokojnie. Nie mogę odpowiadać za prowokację ze strony lewicowych bojówek"

Wypowiedź w podobnym tonie dotarła do nas z radia w trakcie podróży do Warszawy. Niestety nie sięgam pamięcią kto był jej autorem. Obstawiam Żaryna lub Bosaka. To przezabawne, jeśli weźmiemy pod uwagę że już na dzień przed wyjazdem, wiedzieliśmy że musimy liczyć się z możliwością wizyty w szpitalu na skutek spotkania z jakimiś przyjemnymi patriotycznymi patrolami. Mieliśmy świadomość że większość ulic prowadzących na Marszałkowską, będzie obstawiona miłośnikami "napierdalania lewactwa i pedalstwa". Wystarczyło poczytać facebook'a Marszu lub wejść na forum kibice.net. Tym bardziej cyniczny wydaję się ten radiowy komentarz. Obstawiam, że żaden przeciętny uczestnik Marszu, nie musiał obawiać się o swoje zdrowie udając się na zamierzoną imprezę. Nie sądzę że ktokolwiek z uczestników MN musiał planować trasę dotarcia z punktu A do punktu B, dzieląc się przy tym wisielczym humorem i porównywaniem tegoż planowania do gry w Rainbow Six. Nie sądzę by którykolwiek z uczestników marszu musiał to robić w oparciu o mapę z zaznaczonymi strefami podwyższonego ryzyka. Klimat spaceru mniej więcej taki, jak przechadzka po koreańskiej strefie zdemilitaryzowanej.
Do Warszawy dotarliśmy, grubo przed oficjalnym czasem rozpoczęcia Kolorowej Niepodległej. Postanawiamy spędzić najbliższą godzinę na rewirze w którym zaparkowaliśmy samochód, żeby nie kusić losu włóczeniem się po centrum. Siłą rzeczy, rozdzielamy się na chwilę, na dwie grupy. Jedna (w której zostałem ja) tkwi bezczynnie przy furze. Druga, desperacko poszukuje dogodnego miejsca by nadać fekalną paczkę. W ciągu zaledwie paru minut, pojawia się dwóch, smutnych panów z...(tu będzie zabawnie) jakiejś grupy rekonstrukcyjnej. Panowie wychylają się konspiracyjnie zza rogu ściany najbliższego budynku, prowadząc intensywny redwatch. Następnie chwytają za telefon komórkowy, rozmawiają chwilę i znikają. Po kilkunastu minutach od tego wydarzenia, gdy wszyscy razem siedzimy w samochodzie, po ulicy, przetacza się stado pawianów, na moje oko - chętnych zajebać komuś kosą w głowę w imię normalności. Oczywiście, można korelację między tymi dwoma wydarzeniami złożyć na karb czystego zbiegu okoliczności. Przypadku. Z dzisiejszej perspektywy, biorąc pod uwagę, ile szumu narobiło się dookoła „poszkodowanej” grupy rekonstrukcyjnej (tu warto wspomnieć że te typy brały też udział w Marszu Niepodległości), ta możliwość wydaje mi się co raz mniej prawdopodobna.
Po uniknięciu konfrontacji (siedzieliśmy w samochodzie planując IV rozbiór Polski) z wąs patrolem, maskujemy wszelkie elementy ubioru, które mogły by przyciągać uwagę benków i ruszamy na Kolorową Niepodległą. Unikamy chodzenia skrótami, idziemy w zwartej grupie. Szerokim łukiem omijamy ryje z wypisanym potencjałem intelektualnym frytkownicy. Bez problemu docieramy na miejsce, zdaje się jako jedni z pierwszych. Chwilę potem, dochodzą kolejne grupy. Podjeżdża platforma z masą pytujących i niepotrzebnych ludzi (Szczuka i jacyś irytujący konferansjerzy). Na oko zbiera się około 500 osób. Piłki plażowe, jebacka muzyka, gwizdki, przaśny klimat.
Od tego momentu, z każdą kolejną minutą atmosfera zaczyna przypominać groteskowe urojenie, ex-heroinisty, który spierdolił z kliniki leczenia metadonem i trafił na festyn dożynkowy połączony z klimatem parady równości, na której zamiast baloników i gwizdków, rozdaje się DMT.*
Mniej więcej po godzinie od rozpoczęcia tego przaśno-wesołego wiecu, regularnie zdarzają się jakieś tatarskie najazdy w imię miłości bliźniego i Chrystusa. W punkcie kulminacyjnym, przypomina to jakąś skrzywioną grę hack n' slash. Z bramy, bodajże od strony Wilczej, z sporą częstotliwością wbijają się kibole, wylatują race. W odwecie w stronę tej orczej groty, lata bruk i butelki z farbą. W tle Szczuka i jacyś ludzie krzyczą „To jest protest pokojowy!”. Psy chyba przestają nadążać. Z głośników platformy, dalej dochodzi muzyka jak z festynu. Gdyby nie stanowcza postawa co bardziej bojowo nastawionych jednostek, ta blokada byłaby rozjechana w 15 minut. Czuję się jak postać z filmu Lyncha. Nie bardzo wiadomo co się dzieje, ale klimat groteskowy.
Stop. W tym miejscu wypada odnieść się do wyssanych z dupy zarzutów, które miały przyrównać „lewicowe bojówki” i „agresywny charakter” blokady do stada szympansów odpowiedzialnych za spontaniczne fire show w Warszawie. Nie ma sensu zbijać poszczególnych argumentów prawej strony. Ich podstawowym celem było przerzucenie winy za zdemolowanie paru ulic i przybytków, uwagi mediów i wybielanie swojego wizerunku. Zresztą, kto obserwuję stronę porozumienia 11 listopada, zdaje sobie sprawę że każdy z tych zarzutów okazywał się ostatecznie kłamstwem. Odniosę się po prostu do zdrowego rozsądku w oparciu o własne obserwacje.
Moje pytanie brzmi: w jaki sposób Kolorowa Niepodległa, składająca się w znacznej większości z dzieciaków (dodajmy - niezbyt skorych do walki), ludzi w średnim wieku, seniorów, kobiet i promila dzieci, celebrytów, polityków oraz tych demonicznych antyfaszystów, miała stanowić to współmierne zagrożenie? Gdzie tu symetria? Jak można stawiać na jednej szali znacznie bardziej liczebną hordę kibiców i jakiejś narodowej recydywy, do paru setek ludzi o których napisałem powyżej? Przez parę godzin trwania tego wiecu, większość obecnych, raczej starała się trzymać na uboczu tego całego kotłowiska, żeby nie oberwać po mordzie. W tym samym czasie, docierały do nas informację o podpaleniach, pobiciach, atakach na dziennikarzy czy lokal Tel-Aviv (to ostatnie to chyba jakiś zaginiony skecz Monthy Pythona). Pisanie na temat Niemców którzy ponoć runęli na Warszawę jak nie przymierzając jakieś SS-Panzer Division Hitler (siejąc śmierć i zniszczenie kastetem i chorągiewkami) chyba mija się z celem. Przez cały czas trwania imprezy siedzieli na komisariacie.
Odnosząc się do cytatu, nieśmiertelnego Ziemkiewicza którym rozpoczął się ten artykuł... Jeśli miałbym posługiwać się taką gimnazjalną demagogią i grać na emocjach. Jeśli chciałbym wykazywać kto tu jest ofiarą. To chyba najbardziej znamienny będzie fakt że po zakończeniu blokady, gros ludzi pozbywał się wszelkich przypinek, szalików i innego ustrojstwa żeby nie zostać rozpoznanym jako jej uczestnik i nie otrzymać wpierdolu w drodze do domu.
Zapewne przed 11.11.12, jakiś Bosak czy inny samotny chłopiec o urodzie studenta z polibudy, będzie uważał że „nielegalna” (właściwie zarejestrowana przed marszem) blokada sprowokowała te zamieszki. Mam nadzieję że ktoś raczy mu przypomnieć że MW też niejednokrotnie starało się blokować choćby marsze równości. Niech wielki wódz, skupi się na odcinaniu jego organizacji od kiboli i sprzedawaniu ich na policje. Wychodzi mu to zdecydowanie lepiej.
Właściwie, nie mam pojęcia co tu jeszcze relacjonować. Poza tatarską inwazją, ogólnym chaosem i kwaśną atmosferą wszystko przebiegło w granicach słowa „cywilizowany” i wynudziłem się setnie. Dodam tylko że wracając do samochodu, spotkaliśmy dwójkę prawdziwych polaków, chcących poczęstować nami Rottweilera. Pies na nasze szczęście wolał spróbować kolegę właściciela. Przy panicznym krzyku „NIE JEGO! KURWA!”, pośpiesznie ulotniliśmy się do samochodu i zostawiliśmy stolicę za sobą (niektórzy nie mieli tyle szczęścia w drodze powrotnej). Chociaż to pewnie było moje neobolszewickie, ćpuńskie urojenie...

”Dla dobra naszego „PR” powinni kogoś zabić na tej blokadzie”
Fragment rozmowy z przypadkowo spotkanym uczestnikiem blokady

Coś jest tu na rzeczy. Jeśli celem tej imprezy jest uświadomienie społeczeństwa o zagrożeniu jakie stanowią skrajnie prawicowe organizację i wyrażenie aktywnego sprzeciwu, to na moje oko blokada nieco przerosła organizatorów. Nie wiem jaki był cel zapraszania Szczuki która nie potrafiła nawet przygotować się na żadną debatę poprzedzającą 11.11 (inna sprawa że pół polski nią gardzi). Nie mam pojęcia co robił tam Biedroń, poza autopromocją swojej osoby. Nie doszukałem się w tłumie Szyca czy innych aktorów którzy brali udział w promowaniu Kolorowej Niepodległej. Nie wiem dlaczego Wyborcza aktywnie piszę o tej imprezie. Domyślam się że to nie inicjatywa organizatorów. Efekt jest wprost przeciwny, do jak mniemam zamierzonego. Marsz Niepodległości przyciąga co raz więcej osób które zamiast świętować, chcą wyrazić swoją niechęć zarówno do mediów i do „lewicowych” sił politycznych które przeciętny Kowalski zaczyna kojarzyć z blokadą. Jeśli mam być brutalnie szczery, uważam że MW i ONR miały zdecydowanie lepszą promocję. Nie jestem w stanie, przypomnieć sobie ani jednego sensownego oratora ze strony Porozumienia 11 listopada, a jestem pewien że znalazło by się przynajmniej kilkunastu takich na scenie hc/punk. Posługiwanie się retoryką „blokujemy marsz faszystów” stało się chybione, biorąc pod uwagę jak wielu spośród uczestników MN nie miało nic wspólnego ani z faszyzmem ani z organizacjami które ten marsz zorganizowały. Sporo wąsów odebrało to jako policzek sprzedany ich nabrzmiałej dumie narodowej, wymierzony w ich prostym rozumowaniu przez Blumsztajna (naprawdę nikt nie zauważa że w świadomości oponentów Kolorowej, ten wiec był organizowany przez Wyborczą?), SLD i pewnie Jaruzelskiego. Co gorsza, rezultatem tej taktyki stało się ściągnięcie uwagi kibolstwa na wszelką scenę hc/punk i organizacje z którymi ta jest mniej lub bardziej związana (vide atak na lokal VegeMiasto).
Sama idea Kolorowej, dająca możliwość świętowania niepodległości bez towarzystwa kaleków z zesztywnieniem prawicy była ok. Tyle że na litość bozi nie przy Szczuce wyjącej „Naprzód Warszawo na walkę krwawą!”.
Może kolejnym razem należałoby bardziej wyraziście wymierzać tę blokadę w kierunku MW i ONR (w tym ich apologetów i pomagierów), nie zaś wobec Marszu Niepodległości samego w sobie? Może należałoby mocniej skoncentrować się na zaoferowaniu ludziom alternatywy na miarę Kolorowej Niepodległej, tym razem bez stada politykierów? Nie wiem. Jestem prostakiem i bumelantem, więc skąd miałbym wiedzieć?! Nie będę jednak ukrywał że kierunek jaki obierają organizatorzy blokady nie jest skuteczny. Inna sprawa, że najwięcej w tym zamieszaniu ugrały knury z Wiejskiej. Nie będę zaskoczony jeżeli za rok Kolorowa nie otrzyma nawet pozwolenia od władz miasta. Pozostanie wylewanie pomyj w internecie lub cwelonko w areszcie, po nielegalnej blokadzie. Też fajnie.

*Nie. Jeśli nazywasz się Sendecki albo Ziemkiewicz i właśnie pocą Ci się dłonie, bo liczysz że poniżej znajdziesz niezbite dowody „że były tam same ćpuny i pedały” i teraz „dopierdolisz Blumsztajnowi” to przykro mi, ale nic z tych rzeczy. Idź się zabij.

środa, 25 stycznia 2012

PROMOE (LOOPTROOP, LOOPTROOP ROCKERS) - WYWIAD

Looptroop na żywo to eksplozja o sile kilkudziesięciu megaton, srogiej energii. Poważnie. Nawet radykalny krastuch, regularnie ładujący się na booklety z nadmiarem grzybów atomowych i czaszek dostałby priapizmu przy tej audialnej detonacji. Pisze to człowiek dla którego dotychczas koncerty hip hopowe miały w sobie tyle dynamiki i emocji co (pozwolę sobie na suchar) paraolimpiada szachistów. Poprzednie dwie bibuły Scenowego, zdradzały że poza migdaleniem się z hc punkiem w różnorodnej formie, skaczę w bok też z innymi gatunkami muzycznymi. Dwukrotnie, starałem się przemycić na papier, przynajmniej wywiad z jakąś kapelą / projektem odległym o lata świetlne od formy hc/punk, ale bliskiej treścią. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Dalej jestem sprośnym, ekstrawertycznym kurwiem i poniżej prezentuję wam zapis mojego werbalnego mizianka z Promoe.
Wywiad wykonany zaraz po koncercie w Białymstoku, jakoś w listopadzie. Jeszcze przed 11.11. W moim mniemaniu, nie wszystko co mówi tu Promoe trzyma się kupy. Może to efekt podzielenia uwagi między rozmową ze mną, a obieraniem cebuli i gotowania jakiejś wegańskiej paszy. Zapewne jest paru ludzi na scenie którzy już jarają się Looptroop lub solowymi dokonaniami Promoe. Pozostałym polecam obadać.

Zlewon: Ostatnio graliście w Białymstoku. W mojej opinii, sytuacja w tym mieście ( patrząc z poziomu "ulicy" ) jest przeciwieństwem wszystkich wartości za którymi Looptroop opowiada się w swoich tekstach. Mówię tu o mieście z wyjątkowo aktywnym środowiskiem ultra prawicowym. Naziole, faszyzujące kibolstwo, nacjonaliści – znajdziesz tu wszystkich. Przemoc na tle rasistowskim czy szowinistycznym zdarza się tu regularnie. Wasz gig był czadowy, ale nie ukrywam że miałem pewne obawy że dojdzie do jakiś tarć między ludźmi obecnymi na tym festiwalu. Powiedzcie, jakie mieliście wrażenia z koncertu i z pobytu w Białymstoku.

Promoe: Nic nie wiedzieliśmy o politycznej sytuacji w Białymstoku. Wiemy że obecnie jest z tym problem w wielu miastach Europy [ z naziolami – przyp. Zlewon ]. Być może znacznie większy w wschodniej części Europy. W Szwecji również, chociaż, nie jest tak zauważalny. Jedynie o czym wspomnieli nam organizatorzy to o historii tego miasta i getcie. Nie zauważyliśmy żadnych oznak antypatii ze strony publiki. Kiedy wspomnieliśmy o blokadzie faszystów w Warszawie, miałem wrażenie że ludzie dobrze to przyjęli i cieszyli się że o tym wspomnieliśmy. Słyszeliśmy że zespół wychodzący po nas, był prawicowy. Może wiesz dlaczego organizatorzy zapraszają zespoły o tak skrajnie różnych poglądach? Dla mnie to co najmniej dziwne.

Zlewon: Pewnie dlatego że to komercyjny festiwal, nakierowany wyłącznie na muzykę. Parias jest znany w Polsce, więc przyciąga dodatkowych ludzi.

Promoe: To jest hip hopowy skład, tak?

Zlewon: Zgadza się

Promoe: Prawicowy hip hop?

Zlewon: To zdarza się w Polsce. Pare składów wspiera ten naziolski marsz 11.11

Promoe: Czy Ci ludzie znają historie hip hopu? [śmiech]

Zlewon: Spytaj ich. Również dla mnie to idiotyczne. W trakcie koncertu w Białymstoku, zachęcałeś ludzi do wzięcia udziału w blokadzie 11.11. To była wasza własna inicjatywa czy byliście w kontakcie z Porozumieniem 11 Listopada? Jeśli tak, to powiedz mi jak doszło do tej współpracy?

Promoe: Nie znam człowieka który skontaktował się z nami. Nie wiem czy to był ktoś z organizatorów czy uczestnik blokady. Jeszcze przed koncertem w Białymstoku, ktoś zostawił wiadomość na naszej księdze gości, pytając czy zgodzilibyśmy się pogadać o tym wydarzeniu przed gigiem. Zgodziłem się i w dniu koncertu w skrócie poinformowano nas jak wygląda sytuacja z blokadą. Zazwyczaj nie wygłaszam takich oświadczeń. Jestem tak skupiony na koncercie że zapominam o nich [śmiech]. Tym razem, doskonale pasowało to jako wstęp do utworu On Repeat który mówi o tym jak historia lubi się powtarzać, zwłaszcza jeśli chodzi o wspieranie skrajnej prawicy. No więc, tak jak mówiłem, ta przemowa dobrze komponowała się z tym utworem i wyrażała nasze poglądy. Dlatego postanowiliśmy wesprzeć tę inicjatywę.

Zlewon: Czy miałeś okazję poznać Eldo (członek Parias, grupy która dawała występ chwilę po was)? Ten typ otwarcie popiera jedną z nacjonalistycznych organizacji która bierze udział w tzw. Marszu Niepodległości, 11 Listopada. Muszę zapytać czy są takie zespoły, grupy hip hopowe z którymi nie dzielilibyście sceny? Czy też jesteście gotowi skonfrontować swoje poglądy z innymi muzykami na scenie, bez względu na to jak bardzo są nacjonalistyczni, ksenofobiczni, prawicowi itd. ?

Promoe: Nigdy się nad tym nie zastanawialiśmy. Nie wiedziałem nic o poglądach ludzi z którymi graliśmy na tym festiwalu. Zazwyczaj nawet nie orientuję się z kim gramy. Nie potrafię odpowiedzieć jaka byłaby nasza decyzja. Nie wiem czy bojkotowalibyśmy festiwal czy też zagralibyśmy i starali się pokazać...nazwijmy to... polityczną drugą stroną medalu. Wiem że jeśli organizatorzy popieraliby, powiedzmy Marsz Niepodległości i wiedziałbym o tym – nie zagralibyśmy. Co do dzielenia sceny z takimi zespołami, musiałbym każdy przypadek rozpatrywać indywidualnie. Sprawę utrudnia jeszcze nasz brak szczegółowej wiedzy o sytuacji w każdym kraju w Europie. Wiemy co dzieje się w Szwecji i tam takie decyzję podejmuje się o wiele łatwiej. Powiem szczerze, że nie mam nawyku zastanawiania się nad tym. W przypadku hip hopu takie poglądy polityczne z reguły się nie zdarzają.

Zlewon: Nie czujecie się jak "outsiderzy" sceny hip hop? W porównaniu z mainstreamową sceną hh, niosącą za sobą materializm, seksizm czy zwykły hedonizm, wasz przekaz zdaje się wręcz wywrotowy. No bądźmy szczerzy. Jedyne składy hh, jakie mają zbliżone poglądy do waszych i jakie przychodzą mi do głowy w tej chwili to Dead Prez czy dziadek jak Krs-One. Nie ma tego za wiele.

Promoe: Zawsze byliśmy na marginesie sceny. Na świecie i w Szwecji. Wchodziliśmy w hip hop na koniec lat osiemdziesiątych, więc naszą inspiracją były polityczne grupy. Public Enemy, KRS-One, Gangstarr z wczesnych płyt. Może nie dzielili tych samych przekonań co my, ale walczyli o pewnego rodzaju zmiany. Cały ten nowy hip hop, przepełniony materializmem czy seksizmem nadszedł znacznie później. Obecnie nawet często nie słucham hip hopu. Nadal jest to forma ekspresji w której czujemy się najlepiej i której używaliśmy od początku, mimo że nie robi na mnie wrażenia przekaz tych nowych zespołów. Poza tym, bycie outsiderem nie jest negatywne. Czujemy się dzięki temu niezależni. Siedzimy też głęboko w scenie graffiti od wielu lat, więc przywykliśmy do bycia na marginesie.

Zlewon: Czy w Szwecji jest jakiś solidny hip hop o tekstach pokrewnych Looptroop?

Promoe: Nie jesteśmy jedynym politycznym składem w Szwecji. Może na tle innych jesteśmy nieco bardziej radykalni. Mamy w tej chwili nową falę hip hopu, złożoną głównie z grup spoza wielkich miast i z biedniejszych obszarów Szwecji. To muzycy o różnorodnym dziedzictwie kulturowym, pochodzący z innych krajów. Te grupy mają wyraźne stanowisko polityczne. Nawiązują do niesprawiedliwości w szwedzkim społeczeństwie, chociaż patrzą na to z innej perspektywy niż my. Ten przekaz jest bardziej utrzymany w osobistym tonie i nie odnosi się do polityki w szerszym, globalnym znaczeniu. My mieszamy jedno i drugie. Jednym z artystów z którym współpracowaliśmy jest Timbuktu. Ma również bardzo społecznopolityczny przekaz. Wracając jeszcze do tego o czym wspominałeś. Prawicowy hip hop nie istnieje w Szwecji. Co do materializmu czy seksizmu, oczywiście takie zjawiska istnieją w szwedzkim hip hopie, ale nie są tak skrajne jak w Stanach.

Zlewon: W wielu wywiadach określałeś się jako anarchista i weganin. Co znaczą dla Ciebie te terminy i co natchnęło Cię do przejścia na weganizm i nakierunkowało na anarchizm ?

Promoe: Moje anarchistyczne poglądy wyniosłem z domu. Mój ojciec był komunistą w latach siedemdziesiątych, ale szybko zmienił światopogląd. Zawsze krytykował komunizm jaki zaistniał w Związku Radzieckim i równie szybko zauważył że jego model w Chinach jest tak samo niebezpieczny. Był mocno związany z poglądami socjalistycznymi, ale jednocześnie rozczarowany tym co działo się na świecie. Odejście w kierunku anarchizmu było dla niego kwestią czasu. Odnoszę wrażenie że był to dla niego bardziej sposób życia i myślenia niż zbiór zasad, doktryn czy ideologia w formalnym znaczeniu. Co do weganizmu... dochodziłem do niego krok po kroku. O dziwo na decyzję o zostaniu wegetarianinem wpłynął mój brat mimo że sam nie jest wege. Kiedy zaczynasz myśleć o takich sprawach, pochłaniasz wiedzę z różnych źródeł. Wspominałem że KRS-One był dla mnie olbrzymią inspiracją. Na albumie "Edutainment" był utwór "Beef". Krytykował w nim cały przemysł mięsny i przedstawił ciekawą koncepcję wg której jedząc mięso, konsumuję się także strach zarzynanego zwierzęcia. To oczywiście nawet nie jest naukowy fakt, ale to był rok 1990 i tak jak mówiłem – pochłaniałem różnorodne idee [śmiech]. Byłem wegetarianinem około 7 lat. Potem zacząłem więcej czytać i myśleć na ten temat. Pojąłem że to nie przemysł mięsny jest problemem, ale cały przemysł związany z wykorzystywaniem zwierząt. Zacząłem łączyć tę wiedzę z ekologią, pojęciem sprawiedliwości czy problemem głodu na świecie i doszedłem do wniosku że wegetarianizm to za mało. Może jeszcze warto wspomnieć że jamajska kultura i muzyka reggae też miała wpływ na podjęcie decyzji o przejściu na wegetarianizm.

Zlewon: Musisz mi wybaczyć ,bo pewnie śmiertelnie zanudzę Cię tym pytaniem. Pytam o utwór Long Distance Runner. Ostatnie wersy tego kawałka spokojnie by pasowały do jakiegoś utworu Minor Threat. Określanie Cię mianem Straight Edge, byłoby raczej nadużyciem, ale muszę zapytać co zaważyło na Twoją decyzję o zaprzestaniu picia alkoholu czy odurzania się czymkolwiek. To osobista decyzja czy kryję się za tym również jakaś polityczna myśl?

Promoe: Początkowo to była sprawa osobistego wyboru i dotyczyła tylko alkoholu. Robiłem sporo słabych akcji po pijaku. Siedząc, najebany w niemieckim areszcie, stwierdziłem że rzucam picie, bo zaczęło mieć to wpływ na innych ludzi dookoła mnie. Byłem częścią Looptroop, mieliśmy zaraz nagrywać album i bałem się że spierdolę nasz wspólny wysiłek. Właściwie, krótko potem, zdecydowałem że równie dobrze mogę nie zażywać jakichkolwiek narkotyków. Nie było to jakimś szczególnym wyzwaniem. Wielu moich przyjaciół paliło zielsko, ale sam raczej sięgałem po nie rzadko. Poza tym sądzę że wszystkie stany euforyczne, jakie możesz osiągnąć przez narkotyki, są osiągalne bez nich. Muzyka daje mi to samo. Może na bardziej duchowym poziomie.
Nie tęsknię do żadnych z tych używek odkąd rzuciłem je jakieś 9 lat temu. Później zacząłem zastanawiać się nad przemysłem narkotykowym. Wiesz, mimo że jest to nielegalne, to w dalszym ciągu przemysł przynoszący olbrzymie pieniądze i być może wykorzystujący ludzi bardziej niż przemysł odzieżowy czy spożywczy. Ludzie są zabijani, ludzie są pakowani do więzienia w ramach tego przemysłu. Jeśli jesteś na samym końcu tego łańcucha, otrzymujesz narkotyk i płacisz za niego, powinieneś pomyśleć ile cierpienia kosztowało dostarczenie Ci tego narkotyku.
Nigdy nie określałem się jako Straight Edge. Oczywiście, inni mogą sądzić że jestem SxE, bo nic nie biorę i jestem weganinem. Nie przeszkadza mi to jeśli ktoś mnie tak określa, ale sam nie używam tego terminu.

Zlewon: Czy masz jakąkolwiek styczność z sceną hc/punk w Szwecji? Jak ją postrzegasz?

Promoe: Supreme i Cosmic tkwią w scenie skejtowej, która jest zaangażowana w punk rock i hardcore. Słuchałem nieco szwedzkiego punk rock'a w latach dziewięćdziesiątych, ale nie w takich ilościach co oni. Jednakże, idea DIY czy powiedzmy używanie muzyki jako narzędzia czy broni jest mi bliskie (chociaż to nie jest powód dla którego nagrywamy płyty). Przede wszystkim, polityka nie jest dla nas najważniejsza. Muzyka to nasz język, sposób komunikowania się, żeby lepiej zrozumieć świat. Kiedy nadchodzi czas żeby mówić - rozważnie korzystamy z tego czasu i mówimy o sprawach które są dla nas ważne. Z tego powodu nasza działalność jest w pewnym sensie polityczna. Ponadto albumy "The Struggle Continues", "Fort Europa", "Long Distance Runner" czy "White Man's Burden" były wydawane przez punkową wytwórnie Burning Heart Records.

Zlewon: Jak doszło do współpracy z tym labelem ?

Promoe: Przez kapelę z tej wytwórni, czyli - Bombshell Rocks. Są z tego samego miasta co my. Znaliśmy się. Część z nich też pasjonuję się graffiti. Wspomnieli ludziom stojącym za tą wytwórnią – "Pogadajcie z Looptroop. Wydajcie ich albumy". No i dogadaliśmy się. To fajne typy. Czasami mieliśmy problemy z wzajemnym zrozumieniem się, bo są spoza sceny hip hopowej. Myślę że to jednak zaleta być w wytwórni spoza tej sceny. Mieliśmy na ten przykład trasę z International Noise Conspiracy. Nie dlatego że byliśmy w tym samym label'u ,ale dlatego że lubili naszą muzykę i treść jaką niosła. Myślę że pozwoliło nam to spojrzeć na wiele rzeczy z innej perspektywy. To była okazja żeby wyjść poza środowisko hip hop.

Zlewon: Utwór "On Repeat" na ostatnim albumie Looptroop Rockers jest reakcją na ostatnie wybory w Szwecji. Możesz nieco naprodukować się o obecnej sytuacji politycznej w Szwecji?

Promoe: Mimo że nie dostali tak wielu głosów [mowa o Szwedzkich Demokratach, skrajnie prawicowej partii, która weszła do parlamentu po wyborach w 2010 roku – przyp. Zlewon], około 6% jeśli dobrze pamiętam, to nadal nadają ton debatom w Szwecji. Możesz to dostrzec w wielu gazetach z których uderzają cię nagłówki jak "Multikulturalizm okazał się porażką". Czuję jakby cała polityczna i społeczna świadomość, naglę przesunęło się na prawo. Nie tylko w kwestiach kontroli imigracji, ale także w sprawach gospodarczych (kiedy ciągle nawijają o prywatyzacji). Cała publiczna debata przesuwa się na skrajnie prawą stronę. Można to dostrzec w całej Europie. To przygnębiające kiedy pewne wspólne dobra całego szwedzkiego społeczeństwa zostają sprzedawane prywatnym inwestorom. To przygnębiające kiedy wini się imigrantów za problemy w Szwecji. To jak kopanie leżącego. Osobiście czuję zażenowanie kiedy słyszę sentencję jak "Eksperyment multikulturalizmu okazał się niewypałem". To nie żaden eksperyment. Ludzie są zmuszeni do ucieczki ze swoich krajów, kiedy państwa jak Szwecja sprzedają broń do krajów trzeciego świata ogarniętych przez wojnę. Imigracja to bezpośredni efekt. Powinniśmy czuć obowiązek zaopiekowania się tymi ludźmi. Mam też wrażenie że to poszukiwanie kozła ofiarnego, wroga na którym można ugrywać politykę. Kiedyś byli to komuniści. Teraz to islam. Nie mam zbyt wiele sympatii do religii, ale mam jej jeszcze mniej wobec prześladowania religijnego.
Nie sądzę że nasz utwór zmieni cokolwiek. Byliśmy w studio dzień po wyborach i czuliśmy potrzebę wyrażenia swojej opinii.

Zlewon: O ile mi wiadomo, pasjonujesz się jamajską kulturą, w szczególności muzyką. Współpracowałeś z kilkoma jamajskimi artystami jak choćby Capleton. Jestem zmieszany, bo Capleton był oskarżany wielokrotnie o homofobię. Nie miałeś żadnych oporów żeby pracować z muzykiem o takiej reputacji?

Promoe: To nie była współpraca. Sam poprosiłem go żeby nagrał ze mną utwór. Pewnie z Twojego punktu widzenia to nawet gorsze niż współpraca. Nagrywam muzykę z wieloma jamajskimi artystami. Homofobia to problem całej Jamajki. Nie sądzę żeby Capleton był wyjątkiem. Bycie homoseksualistą na Jamajce jest nielegalne. Media skupiają się na Capletonie czy Buju Bantonie, ale to problem całego tamtejszego społeczeństwa. Oczywiście, myślę o tym często, bo słucham ich muzyki. Wielu z jamajskich artystów zmieniło teksty utworów, kiedy stracili możliwość grania w wielu państwach europy, właśnie z powodu ich szowinistycznego wydźwięku. Sądzę że i tak mają długą drogę przed sobą. To było zwykłe posunięcie marketingowe. Dla mnie to trudna sprawa. Mocno inspiruje mnie ich muzyka i jest to powód dla którego chciałem z nimi pracować. Jednocześnie jestem przeciwko przesłaniu tych ludzi. Byłem za to krytykowany i rozumiem to. Jest to zdecydowanie sprawa za którą mogę otrzymywać krytykę.
Nauczyłem się wiele nagrywając z jamajskimi artystami. Wygląda na to że można się również uczyć od homofobów [śmiech]. Nie mam naprawdę dobrego wytłumaczenia, które pozwoliłoby Ci zrozumieć mój wybór. Zrobiłem to i przyznaję że było to dla mnie ważne.

Zlewon: Dobra. To wszystko. Nie spodziewałem się że to zabierze aż godzinę. Dzięki i do zo na jakiś koncertach

Promoe: Jasne stary. Dzięki. Trzymaj się.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

ANTISECT - WYWIAD

Pamiętam doskonale dzień w którym otrzymałem paczkę z płytą „In Darkness There Is No Choice”. Jak drżącymi, spoconymi łapami, rozfoliowałem płytę i sapiąc jak rozochocony buhaj wsunąłem ją do gardła odtwarzacza. Pamiętam jak przy pierwszych dźwiękach albumu, poczułem radosny, ciepły, mentalny wzwód i spłynęła na mnie wizja skłotowania domu sąsiada (oczywiście przez backdoor) – starego społeczniaka i donosiciela, którego kurwa nienawidziłem. Nawet hektolitry białostockiego spirytusu z mety, nie byłyby w stanie zatrzeć wspomnienia mojej reakcji na teksty zawarte we wkładce. Mokrych snów o radosnym podpalaniu komisariatów i rządowych placówek. Reminiscencji onirycznych wizji, które nawet dziś u greków powodowałyby nocne polucje. Wspomnienia po każdym odpaleniu „Tortured And Abused”, kiedy opętywała mnie ochota przytulania każdego zwierzątka. Smyrania kojąco po grzbiecie każdego poszkodowanego prosiaczka, owieczki, nutrii i szeptania im do uszka czułych słówek... Kurwa! Co ja piszę!
Do rzeczy. Antisect dla wielu ludzi był kapelą, która spokojnie mieściła się w „top 10” najbardziej wpływowych i inspirujących zespołów. Dla mnie również. Jak wielu, byłem trochę skonfundowany (nie wiem co to znaczy) informacją o ich reaktywacji. By rozwiać swoje i innych wątpliwości, bodajże w listopadzie przeprowadziłem wywiad z tymi inspirującymi emerytami punk rocka. Odpowiedzi udzielił mi Pete Lyons, no i dalej jestem skonfundowany (śmieszne. nie wiem co to znaczy), ale przynajmniej nie mogę odmówić im szczerości. Efekty tej rozmowy są poniżej.

Zlewon: Cześć. O ile mi wiadomo, jesteście już po pierwszym koncercie w Finlandii. Jakie to uczucie wbić się na scenę, po tak długiej przerwie?

Pete Lyons: Szczerze mówiąc, dosyć dziwne. Prawdopodobnie trafiliśmy na najlepsze miejsce z możliwych. Świetny festiwal, organizowany przez naprawdę wspaniałych ludzi. Zagranie koncertu było łatwe. Bardziej wymagające okazało się zbytnie nie imprezowanie, przed gigiem.

Zlewon: W ciągu ostatnich lat odbyło się sporo ekshumacji "wielkich nazw" z lat osiemdziesiątych. Opinie dotyczące tych reaktywacji były skrajnie różne. Z jednej strony, mamy zespoły jak Doom, którego członkowie nigdy nie stracili kontaktu ze sceną i powrócili z klasą. Z drugiej strony zdarzały się żałosne wpadki jak powrót Concrete Sox. Nie dziwi mnie, sceptycyzm sceny wobec całej fali reanimacji, wielu ważnych zespołów. Powiedz mi, jakie były wasze motywy i okoliczności powrotu. Pewnie jesteś świadomy, że jest nieco ludzi gotowych wam zarzucić urabianie hajsu na kultowej nazwie zespołu.

Pete Lyons: W przeszłości, wielu ludzi wciąż prosiło nas o reaktywację. Jedyny powód, dla którego, zrobiliśmy to właśnie teraz jest prosty. Czuliśmy że dla nas, to właściwy czas. Byliśmy ze sobą w kontakcie, przez te wszystkie lata i nadal mamy podobne spojrzenie na życie.
Nie zgadzamy się we wszystkim. Nigdy się nie zgadzaliśmy. Jednak, w dalszym ciągu jest między nami wystarczająco silna więź.
Od czasu gdy Anti-Sect opuścił scenę, świat zmienił się na wielu płaszczyznach. Jednocześnie, na wielu pozostał takim sam, więc chcemy przekonać się czy możemy wejść między ludzi i stworzyć coś zarówno interesującego i przekonywującego. Życie nie jest już takie proste, gdy mieliśmy po dwadzieścia lat. Mimo że pewne sprawy i tematy nadal są dla nas ważne, szukamy możliwości by pokazać pewne rzeczy z innej perspektywy.
Pieniądze ? Nie ma żadnych pieniędzy. Powie Ci to każdy kto ma jakiekolwiek pojęcie o tej scenie. Robimy to, ponieważ chcemy znów tworzyć muzykę i wejść między ludzi.

Zlewon: Jak wygląda skład Antisect i czy są to ludzie którzy grali w tym zespole w przeszłości. Śledziliście, co działo się na punk'owej scenie przez ostatnie dwie dekady? Jak postrzegasz obecne środowisko anarcho punk, hc/punk ?

Pete Lyons: Obecny skład to :

Pete Boyce - Wokal

Tim Andrews - Wokal

Pete Lyons - Gitara

Laurence Windle - Bas

Joe Burwood - Perkusja

Joe jest świeżakiem. Dwójka Pete'ów to założyciele zespołu, odpowiedzialni za większość materiału na "In Darkness There Is No Choice". Tim i Laurence byli w ostatnim składzie, przed rozpadem w 1987.
W większym lub mniejszym stopniu, obserwowaliśmy jak toczyły się sprawy. Obecnie scena punk'owa, robi wrażenie zdrowszej w wielu aspektach. Idea DIY dojrzała. Jest znacznie lepiej zorganizowana niż kiedyś. Internet pomógł w rozprzestrzenianiu się opinii i debatach, a to może przynieść tylko korzyści.
Kluczowym powodem, który skłonił nas do rozpadu, było stopniowe upadanie sceny. Mieliśmy wrażenie że stosunek ludzi chcących "odejść ze sceny" stał się nadrzędny wobec tych którzy chcieli "do niej dołączyć". To jak sądzę, spowodowało że potrzebowaliśmy nabrać wzajemnie dystansu do siebie i do tego co określano wtedy "końcem punk rock'a". Z perspektywy czasu, sądzę że to był ciężki okres. Wlk. Brytania miała szczególnie despotyczny rząd (jak na Wlk. Brytanie oczywiście) i wygląda na to że po paru latach walki z nim, wielu ludzi chciało już sobie odpuścić. W końcu, zaczęliśmy odnosić wrażenie że gramy dla ludzi u których co raz bardziej wzrastało zainteresowanie najebaniem się, niż jakimikolwiek działaniem.

Zlewon: Czy planujecie grać utwory "The World's Biggest Runt" i "Tortured And Abused" na koncertach? Posiłkując się wywiadem z diyzine.com, jeden z waszych wokalistów nie jest już wegetarianinem. Jak odnosicie się do idei wegetarianizmu / weganizmu i praw zwierząt na dzień dzisiejszy?

Pete Lyons: Odbyliśmy parę rozmów między sobą na ten temat i tak jak mówiłem wcześniej, nie zgadzamy się ze sobą w każdej materii, a to właśnie jedna z nich. Nie mamy jednolitej politycznej postawy jako zespół. Są tematy do których mamy podobne podejście. Doszliśmy do wniosku, że tym razem, dopóki wszyscy członkowie zespołu nie są wegetarianami granie "World's Biggest Runt" byłoby po prostu nie w porządku. Tak więc, nie, nie robimy tego. Mieliśmy podobną debatę o graniu "Tortured And Abused" i zostawiliśmy główną decyzję komukolwiek z zespołu kto chciałby to zaśpiewać. Zarówno Tim jak i Pete w dalszym ciągu mają taki sam pogląd na sedno przesłania tego utworu (wiwisekcja) i wspólnie stwierdzili że chcą wykonywać ten utwór. Tak więc, owszem. Gramy go.
Co, zaś się tyczy ruchu praw zwierząt, żaden z nas nigdy nie koncentrował całej uwagi na pojedynczych problemach i tematach politycznych. Muszę też powiedzieć że na obecną chwilę żaden z nas nie jest tak zaangażowany w ruch praw zwierząt, jak byliśmy w przeszłości. Każdy z nas ma swoją opinię na ten temat. Część z nas czuje silniejszą więź z ideą praw zwierząt niż inni w zespole, ale mogę spokojnie powiedzieć że w różnym stopniu wszyscy popieramy tę ideę w jej szerokim znaczeniu. Dla mnie bycie wegetarianinem, weganinem, frutarianinem czy "kimkolwiek-inem" to w rzeczywistości wyznaczenie sobie stopnia poświęcenia. Nie potrafię sobie wyobrazić że nie czułbym żadnego przywiązania do tej sprawy, ale sądzę (i wiem po wielu latach ścisłej współpracy z dwiema najbardziej wpływowymi osobami z tego ruchu) że ludzie mają skłonności do zapominania o reszcie świata i zakładania sobie klapek na oczy, w rezultacie skupiając się tylko na jednej kwestii. Antisect nigdy nie skupiał się na pojedynczych problemach. Owszem, pisaliśmy utwory o prawach zwierząt, systemie edukacji, mediach, ale te tematy zawsze stanowiły zaledwie część większej całości. Mimo, że jestem dumny i zaszczycony że być może, nasze słowa spowodowały że ludzie zaczęli kwestionować przyjęty ogólnie światopogląd na traktowanie innych gatunków, to nie powinniśmy zapominać że jest mnóstwo innych niesprawiedliwości i problemów.

Zlewon: Czy rozważacie nagranie nowego materiału? Jeśli tak, czy mógłbyś przybliżyć po jakich muzycznych obszarach poruszałby się Antisect 2011. Słyszałem też ploty że nagraliście jakieś utwory na drugi album (poza wokalami), jeszcze przed rozpadem w latach osiemdziesiątych. Planujecie to wydać?

Pete Lyons: Wchodzimy do studia w nowym roku, by rozpocząć pracę nad nowym albumem. Jedyne co mogę powiedzieć na obecną chwilę, to że nie będzie to "In Darkness II". Znajdą się tam przerobione wersję materiału z przeszłych sesji nagraniowych (które nie wyszły dotychczas na żadnym nośniku), wraz z nowymi utworami nad którymi jeszcze pracujemy. Mogę powiedzieć że muzycznie i lirycznie ten materiał można postawić obok „Void”. Mimo to, z pewnością będzie nieco zakrętów w nowym kierunku.

Zlewon: "When we have learnt to recognize the strength that lays within each and every one of us, the foundations for a truly harmonious world will have been laid. When we have learnt to use this strength to it's full advantage, when we have learnt to share it with those who have not yet found it within themselves, we may then, and only then, begin to really set forth on the path towards a peaceful coexistence for all to share.
Together we can change the world, but time is running out and the buck stops with you. "
Antisect „The Buck Stops Here”

Możecie w dalszym ciągu podpisać się pod tym tekstem? Mając na uwadze to co napisałeś i historię, dajmy na to - pierwszej fali hardcore / punka w USA – masa, wtedy młodych załogantów, do pewnego stopnia wierzyła że jest zdolna do wprowadzania pewnych społeczno-politycznych zmian w USA. Po tym jak Reagan wygrał wybory po raz drugi, masa ludzi się rozczarowała. Rozumiem, że ciężko uniknąć przyswojenia niezdrowej dawki cynizmu po tylu latach. Czy nadal w 100% identyfikujecie się z przekazem Antisect?

Pete Lyons: Tak. Wciąż czujemy się mocno związani z tymi poglądami. Jasne, wszyscy jesteśmy starsi i tak jak mówiłem, opinie i postawy ulegają zmianom, ale nawet nie rozważalibyśmy reaktywacji, gdybyśmy zasadniczo nie identyfikowali się z tym co kiedyś.
Ludzkość składa się z jednostek. Jednostki w interakcji ze sobą tworzą "społeczeństwo". W zasadzie nadal wierzymy że społeczeństwo oparte na uznaniu i tolerancji odrębności, w parze z świadomością wpływu naszych czynów na otoczenie, pozwoliłoby stworzyć bardziej sprawiedliwy i egalitarny świat. Po setkach lat prowadzenia nas w zupełnie innym kierunku, przez rożne systemy religijne, państwa, a w końcu systemy ekonomiczne, nie jest to rzecz jasna, łatwe. Jednak, odpowiedzialność spada na jednostki. Mamy możliwość podejmowania decyzji o tym jak chcemy przeżyć nasze życie. Nie zawsze jest to takie proste i często dyktowane przez okoliczności. Ostatecznie, to my, poprzez czyny kształtujemy nasze społeczeństwo, świat i sposób w jaki porozumiewamy się się z innymi ludźmi.

Zlewon: Warstwa tekstowa na waszym debiucie nie była politycznie dosłowna. Te teksty celowały w strach, egoizm, egotyzm i ignorancje gatunku ludzkiego. Koncentrowaliście się bardziej na wiwisekcji ludzkiej natury niż na polityce. Bardziej na przyczynach niż skutkach. Czy sądzisz że Antisect 83' był nieco poza sceną anarcho punk? Co was inspirowało w tamtym okresie?

Pete Lyons: Największy wpływ miała na nas pierwsza fala "punk rocka". Nadeszła we właściwym czasie, patrząc na to ile mieliśmy wtedy lat i jak bardzo byliśmy podjarani postawą "Wstań i zrób coś" jaką był nacechowany punk rock. To spowodowało że zakładaliśmy zespoły. Im bardziej angażowaliśmy się w "anty-autorytarne" środowiska, tym więcej odkrywaliśmy idei politycznych i filozofii wewnątrz niego. Łatwo powiedzieć "jestem przeciwko temu i tamtemu". Musimy być zdolni oferować nowe rozwiązania i możliwości ludziom. W przeciwnym razie to droga donikąd. Nie stworzymy żadnej alternatywy, jeśli nie jesteśmy zdolni zadać sobie jednego, być może niezręcznego, ale podstawowego pytania – kim jesteśmy jako jednostki? Bez tego, jedyne co zrobimy to wypełnianie pustki, nic nie znaczącymi słowami i czynami. Może właśnie to nieco różniło nas od zespołów preferujących bardziej bezpośredni, polityczny przekaz. Byliśmy po prostu sobą i próbowaliśmy wyrazić jak widzimy otaczającą nas rzeczywistość.

Zlewon: Scena punk'owa w latach osiemdziesiątych potrafiła być mocno destruktywna. Opieram swoją opinię na tym co widziałem choćby na "Risen" dvd. Z tego co mi wiadomo, krążyły jakieś ploty o tym że członkowie Antisect nadużywają narkotyków. Jak ten, powiedzmy, burzliwy okres, wpłynął na was jako ludzi?

Pete Lyons: Doświadczenia z przeszłości miały na nas ogromny wpływ. W wielu aspektach. Nauczyliśmy się wiele o sobie (nie wszystko było przyjemne) i o ludziach z którymi utrzymywaliśmy kontakt. To były naprawdę chaotyczne czasy. Żyliśmy na skłotach albo byliśmy wciąż w drodze. Pociągało to za sobą czynnik nieprzewidywalności, wpływający na wydarzenia które następowały w naszym życiu. Niektóre były pozytywne, niektóre już nie.
Nie będę zaprzeczał że każdy z nas miał do czynienia z różnymi substancjami. Nie jestem pewien czy w jakikolwiek sposób wpłynęło to na nas negatywnie. Czy nadużywaliśmy? Trudno powiedzieć. Co to znaczy nadużywać? Wiem że nie byłbym tą samą osobą gdyby nie minione doświadczenia i w życiu bym ich nie zamienił na inne. Czy stałem się dzięki temu lepszym lub gorszym człowiekiem?... nie wiem. Wiem, że te doświadczenia pozwoliły mi poczuć że jestem lepiej przygotowany na to czym może zaskoczyć mnie życie.

Zlewon: Wasze drugie wydawnictwo "Out From The Void" było mocno nasiąknięte metalem. To był naturalny krok naprzód czy czysta inspiracja, dajmy na to muzyką Amebix? Chyba nie skłamię jeśli powiem że te proto-crust'owe wydawnictwa nie były zbyt popularne wśród punk'ów w tamtych czasach.

Pete Lyons: "Out From The Void" to efekt końcowy, kierunku jaki obraliśmy na parę lat przed wydaniem tej epki. Należy pamiętać że gdy wyszło "In Darkness" już wtedy zmierzaliśmy w stronę cięższego brzmienia. Wszyscy w zespole, słuchali Sabbath czy wczesnego Motorhead przez wiele lat. Patrząc wstecz – to był naturalny postęp. Tak naprawdę nigdy nie interesował nas prosty punk rock. Dla nas zarówno przekaz jak i muzyka z tamtego okresu były zbyt uproszczone. Chcieliśmy nagrać materiał który sprawiał by nam przyjemność w graniu i słuchaniu. Po prawdzie, było to poza naszymi możliwościami, bo żaden z nas nie był nawet w elementarnym stopniu "muzykiem", co można usłyszeć na wydawnictwach. "The Void" był nagrany w pośpiechu, w ciężkim dla nas okresie. Pewnie dlatego nie brzmi tak jakbyśmy chcieli. No, ale wiesz... Czasami musisz coś zrobić i powiedzieć sobie "Udało się. To najlepsze na co mnie stać w tej chwili"

Zlewon: Co robiliście przez ostatnie dwie dekady? Utrzymywaliście ze sobą kontakt? Czy wg Ciebie w tym zespole jest nadal spójność?

Pete Lyons: Jest. Zdecydowanie. Inaczej nie byłoby mowy o reaktywacji. Przez cały ten czas wszyscy poświęcali się indywidualnym zajęciom. Pete Boyce i Tim założyli rodziny. Laurence jest częścią niezależnej wytwórni filmowej. Ja założyłem studio nagraniowe w Londynie, jakieś dziesięć lat temu i do tej pory jestem inżynierem dźwięku i producentem. Kiedy spotkaliśmy się żeby porozmawiać o wznowieniu działalności Antisect, czuliśmy się naprawdę swobodnie w swoim towarzystwie i uznaliśmy "Kurwa! Czemu nie?". Lubimy się wzajemnie. Dogadujemy się i co najważniejsze, mamy nadal dość zbliżone poglądy do tych które reprezentował zespół w przeszłości.

Zlewon: Strach jest katalizatorem posłuszeństwa lub agresji. Największy lęk współczesnego zachodniego społeczeństwa wg Ciebie? Czego boisz się Ty, Pete?

Pete Lyons: Największy lęk zachodu? To nie takie proste pytanie jakby mogło się wydawać. Sądzę że dla większości z nas, na poziomie indywidualnym, nasz największy lęk, z którym spotykamy się z dnia na dzień to inni ludzie. Można iść dalej i przełożyć to na narody, kraje, odmienne kultury które boją się siebie nawzajem. Co prowadzi mnie do konkluzji że w życiu bardzo ważna jest otwartość i dociekliwość. Bycie pozytywnie nastawionym i umacnianie dobra jeśli dostrzegamy je w ludziach. Mogę szczerze powiedzieć że nie spotkałem zbyt wielu ludzi z którymi na pewnym etapie znajomości, nie byłbym w stanie znaleźć porozumienia na najbardziej podstawowych płaszczyznach, dotyczących życia i pomysłów na nie (a spotkałem nieco naprawdę popierdolonych ludzi). To znaczy że mimo wszystko, nadal jest nieco miejsca na nadzieję czy optymizm w moim życiu.
Moja największa obawa? To proste. Jest egoistyczna. Śmierć.

POWRÓT

Scenowy Dzielnicowy powraca, tym razem jako policyjny informatyk. W ciągu ostatnich paru miesięcy, nazbierało się trochę materiału, który warto by było opublikować. Niestety, jestem tak leniwą i kreatywnie niewydolną parchą, że na obecną chwilę, tworzenie tego zina w materialnej formie wykracza poza zakres moich możliwości. Jeśli znajdzie się paru ludzi przychylnym wskrzeszeniu tego FAKTu sceny hardcore/punk w papierowej wersji, chętnych do pomocy w składzie, przygotowaniu materiału i naprzykrzaniu się zespołom i ludziom to czekam z otwartymi ramionami i flaszką. Póki co, będę przerzucał ten pseudo literacko-dziennikarski gnój na tym blogspocie. Na pierwszy strzał idzie wywiad z reaktywowanym niedawno Antisect. W następnej kolejności ( jutro? ) pogadanka z Promoe (Looptroop) i prawdopodobnie jakiś felieton.

środa, 1 września 2010

MAMY TO KURWA!

Mam w końcu ziny w swoich rękach.
Zainteresowani niech piszą na filip.hausman[at]gmail.com
Koszt 8zł + 2zł przesyłka.

środa, 23 czerwca 2010

#2 niebawem!

Na lipiec planowane jest wydanie 2 numeru Scenowego. Zdradzę tylko informację, że będzie to split zine z weteranami polskich zinów Ścianą Wschodnią! Szykuje się gruby kawał bibuły!